Język, którym się posługujemy, ma wpływ na to, jak myślimy. Słowa mogą budować opozycję, ale i solidarność. Nikt z nas nie będzie chciał przyjąć w swojej społeczności „potencjalnego terrorysty” ani nie poczuje odpowiedzialności za jego los.
W 2015 roku w europejskich mediach dużo były informacji o kryzysie uchodźczym we francuskim Calais. W ciągu czterech letnich miesięcy 13 osób zginęło, próbując dostać się do Wielkiej Brytanii tunelem pod kanałem La Manche. W międzyczasie brytyjski premier David Cameron wywołał niemałą kontrowersję, mówiąc o „roju uchodźców” zmierzającym do Europy. Użycie słowa „rój” w odniesieniu do ludzi ściągnęło na głowę Camerona falę krytyki. W zgodnej ocenie wielu komentatorów język używany przez premiera był dehumanizujący.
„Rój” czy „chmara” to słowa, które wywołują skojarzenia z owadami. Nazwanie w ten sposób grupy ludzi, z których każdy stara się dostać tdo Europy kierowany własnymi, odrębnymi powodami, odbiera im indywidualność i zmienia w agresywną, spójną grupy pragnącą zniszczyć naszą cywilizację. Tworzy wizję świata, w którym imigranci opadają nasz kontynent jak plaga szarańczy.
Język wchodzi w drogę
Brytyjski premier zachował się tak, jakby nie wiedział, że słowa mają niebagatelne znaczenie. Język, którym się posługujemy, ma wpływ na to, jak myślimy. Wyznacza horyzont naszych wyobrażeń, kształtuje postawy oraz wpływa na to, jak oceniamy innych i jak się do nich odnosimy. Jeśli wielokrotnie nazwiemy bezdomnego „menelem”, trudniej nam będzie z nim empatyzować, wczuć się w jego sytuację. W efekcie zamiast dać mu ciepłą zupę albo koc, prędzej wyrzucimy go z klatki schodowej na mróz. „Człowiekowi” nie można dać zamarznąć, „menel” musi sobie radzić sam.
Jeśli wsłuchamy się w głos przeciwników uchodźców, usłyszymy, że przybywający do Europy uciekinierzy są nie tylko chmarą owadów. Czasem przedstawiani są jako kataklizm – Europie ma grozić nagły „zalew” migrantami i „napływ” muzułmanów. Bywają też zagrożeniem epidemiologicznym – kiedy internetowi trolle piszą o „brudasach”, a premierzy państw o pasożytach i pierwotniakach. Wreszcie stają się pozycją w rubryczce statystyk – 2 miliony uciekinierów z Syrii, 1,5 miliona azylantów w Niemczech, 7 tysięcy uchodźców, których zobowiązała się przyjąć Polska. Dehumanizacja ma wiele twarzy – od najbardziej oczywistego rzucania obelg do subtelnego zamieniania ludzi w liczby. W każdym wypadku język staje nam na drodze, nie pozwalając zobaczyć prawdziwego człowieka.
Propaganda
Dehumanizujący język odbiera migrantom ludzkie cechy i nadaje im rys demoniczny – zmienia ich z przestraszonych, wyrwanych ze swojej społeczności ludzi w niecne istoty, które konspirują, by zburzyć nasz spokój i porządek.
Propagandziści świadomie używają określeń „chmara”, „radykał” czy „bydło”. Za ich pomocą chcą tworzyć poczucie zagrożenia i mobilizować opinię publiczną przeciwko migrantom. Bezrefleksyjnie podchwytując ten język, skazujemy się na ograniczony zestaw poglądów, które wykluczają migrantów ze wspólnoty moralnej. Nikt z nas nie będzie chciał przyjąć w swojej społeczności „potencjalnego terrorysty” ani nie poczuje odpowiedzialności za jego los.
Dokładnie taki proces miał miejsce w nazistowskich Niemczech. Propaganda pod wodzą Josepha Goebbelsa wykonała olbrzymią pracę, by zbudować język odzierający Żydów z człowieczeństwa. Naziści na tyle długo i konsekwentnie mówili o nich jako o „podludziach”, „pasożytach”, „zdrajcach” i „wrogach”, że udało im się uzyskać w społeczeństwie trzy oczekiwane postawy: bierność, akceptację i współudział. Na długo zanim powstały pierwsze komory gazowe, Zagłada zaczęła się w języku.
Mit obcości
Jak pokazują badania monitoringu prasy, do opisu migrantów najczęściej używa się słów, które podkreślają inność – w mediach dominują określenia „obcokrajowiec” czy „cudzoziemiec”. Obcy, cudzy, to ktoś, kto nie przynależy, „nie jest jednym z nas”, nie należą mu się te same prawa. Słowa te budują opozycję, nie solidarność. Tymczasem słowa „migrant” i „migrantka” zwracają uwagę na doświadczenie, które sprawiło, że ci ludzie trafili do naszego kraju. Zwracają uwagę na ich ludzkie potrzeby i emocje.
Według słownikowej definicji „obcokrajowiec” to mieszkaniec lub obywatel innego kraju. Obywatel to członek społeczności danego państwa, mający określone prawa i obowiązki zapisane w konstytucji. Istotą uchodźstwa jest właśnie to, że nasze prawa w naszym własnym kraju zostają zagrożone lub wręcz zniesione. Nazwanie migrantów napływających dziś do Europy cudzoziemcami jest więc nadużyciem – użycie tego konkretnego słowa sugeruje, że mają oni gdzie wrócić. Tymczasem najczęściej nie jest to prawdą, a naszym zadaniem powinno być jak najszybsze zmienienie ich w „tuziemców”.
Symetria „białoskórych”
W naszym myśleniu o sobie i innych niezwykłą rolę odgrywa symetria języka. A ściślej – jej brak. Mówimy o „czarnoskórych” przyjezdnych, „muzułmańskich” uchodźcach, ale nie przyszło by nam do głowy, żeby wspomnieć o „białoskórych” miejscowych czy „chrześcijańskich” protestujących. Język, którym się posługujemy, rysuje wyraźną linię podziału między tymi, którzy są „nasi”, przynależą do grupy, z którą się identyfikujemy, a „obcymi”. Podkreślanie wiary lub koloru skóry migrantów służy uwydatnianiu różnic, a nie szukaniu podobieństw.
Intrygującym przejawem braku symetrii jest fakt, że „migrantami” mogą być tylko ludzie z globalnego Południa, docierający w poszukiwaniu lepszego życia do krajów Północy. Europejczycy, nawet gdy wyjeżdżają do Azji lub Afryki w poszukiwaniu lepiej płatnych zajęć, nigdy nie zostaną określeni mianem imigrantów zarobkowych. Przysługują im nobliwie brzmiące określenia: „globalni nomadzi”, „zachodni eksperci”, czy wreszcie „ekspaci”. Ostatnie z tych słów ma korzenie w łacińskim ex patria – „z ojczyzny”. W swoim źródłosłowie może odnosić się do osób opuszczających kraj urodzenia dobrowolnie lub z niego wydalonych. W tym sensie imigranci i uchodźcy także są ekspatami.
Słowa tworzą rzeczywistość
O tym, że słowa mogą tworzyć rzeczywistość, świadczą badania psychologów społecznych. Wykazali oni, że stereotypizujące, dehumanizujące określenia zwiększają prawdopodobieństwo fizycznej agresji wobec grup mniejszościowych. Nie wspominając już o tym, że same w sobie są formą agresji słownej.
Język ma też wpływ na inne codzienne aspekty życia migrantów w krajach, do których przyjeżdżają. Mogą mieć oni problem z wynajęciem mieszkania – kto chciałby oddawać swoje mienie w ręce „brudasa”. „Sztruksowy” może mieć kłopot z pozyskaniem dokumentów – o ich przyznaniu decyduje bowiem procedura, ale w życie wciela ją człowiek, którego pośrednikiem ze światem jest język polski.
Moralność Kalego
Język może wreszcie skrzywdzić, przypisując człowiekowi winę, której nie ma. Niestety, tak dzieje się codziennie ze względu na popularność frazy „nielegalni imigranci”. Używając jej, sugerujemy, jakoby z migrantami było coś nie tak wewnętrznie, jakby nielegalna była ich ludzka istota. A przecież niezgodne z prawem mogło być co najwyżej przekroczenie granicy. W psychologii zjawisko to nazywa się błędem atrybucji – gdy mówimy o „innych” albo „obcych”, ich pomyłki przypisujemy osobowości czy charakterowi. Nasze własne występki najchętniej zrzucamy na sytuację, w której się znaleźliśmy.
Nadużywanie pojęcia „nielegalny” tworzy zresztą mylne wrażenie, że migranci, przybywając do Polski (czy innego europejskiego państwa), rzeczywiście łamali prawo. Tymczasem istnieje cała procedura, która pozwala im ubiegać się w kraju docelowym o prawo pobytu lub azyl. Do czasu jej rozstrzygnięcia mają prawo pozostać na miejscu, a kraj przyjmujący ma obowiązek zapewnić im opiekę. Dla uniknięcia stygmatyzujących migrantów określeń, sugerujących wewnętrzne skażenie „nielegalnością”, ONZ od lat proponuje przyjezdnych pozbawionych oficjalnych papierów określać mianem „nieudokumentowanych migrantów”, lub „migrantów o nieuregulowanym statusie”.
***
Od języka nie sposób uciec. Sposób, w jaki opisujemy świat, nigdy nie będzie całkiem neutralny. Jednak świadomość faktu, że słowa nie są przezroczyste, może nas skłonić do ostrożniejszego ich używania i czujniejszego przysłuchiwania się temu, jak posługują się nimi inni. Warto pamiętać, że za pomocą różnie dobranych słów można kreować zarówno negatywny obraz Obcego, jak i pozytywną wizję Innego.
Publiczna mowa nienawiści jest przestępstwem! Zobacz, jak reagować gdy się z nią zetkniesz.